Pandemia i kwarantanna na zdjęciach satelitarnych. Dobre strony złego koronawirusa
Gdyby na chwilę zapomnieć o cierpieniach i śmierci, rozłące i ograniczeniach wolności, bankructwach oraz depresji – gdyby na jedną chwilę zapomnieć o wszystkich kryzysach i tragediach osobistych związanych z piekłem koronawirusa, moglibyśmy zobaczyć w pandemii wielki drogowskaz z napisem „tędy do raju”. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia satelitarne, żeby zobaczyć drogę, którą powinniśmy pójść jako ludzkość.
Co widać na obrazowaniach satelitarnych? Mówiąc językiem radykalnych ekologów, widać na nich jak na dłoni, co i kto jest największym zagrożeniem dla planety – homo sapiens.
Before and now
Zdjęcia w stylu „then and now” zazwyczaj dotyczyły gwiazd i znanych osób, które w młodości wyglądały inaczej niż obecnie. Zazwyczaj były młodsze, piękniejsze i chudsze. Teraz furorę robią zdjęcia satelitarne przedstawiające Ziemię przed pandemią i aktualnie. Kontrasty są drastyczne. Ekscytujemy się znanymi miejscami, które zawsze były pełne ludzi (słynne zabytki i wielkie place) albo setek aut (autostrady, parkingi przy wielkich centrach handlowych), a obecnie są kompletnie wyludnione. Mnoży się poczucie pustki i coraz bardziej przygnębia fakt, że zostaliśmy zamknięci we własnych domach, oderwani od bliskich, zatrzymani na granicach. Przestrzeń publiczna zamarła. Niektóre ulice wielkich miast wyglądają jak kadry z filmu postapokaliptycznego.
Jeżeli ludzie siedzą w domach, to nie pracują. Nie przemieszczają się, nie kupują stacjonarnie w centrach handlowych. Nie dymią kominy fabryk, a większość samochodów osobowych pozostaje w garażach. Co to oznacza? Oczywiście zapowiedź wielkiej, ogólnoświatowej recesji. Zdaniem wielu obserwatorów, świat zmierza do największego kryzysu w dziejach. Ale nad apokalipsą radośnie świeci słońce – bardzo jasno, bo w wielu miejscach świata po raz pierwszy od dziesięcioleci nie musi przebijać się przez gęstą powłokę smogu.
Ziemia odetchnęła
Pojawienie się koronawirusa było dla naszej zmęczonej planety jak wizyta w spa – wyładniała, odpoczęła, wyciszyła się i przede wszystkim odetchnęła. Zdjęcia satelitarne dostarczyły niezbitych dowodów na to, że przy wszystkich swoich katastrofalnych skutkach, pandemia koronawirusa sprawiła, że ludzie na całym świecie, a szczególnie w rejonach przemysłowych, być może po raz pierwszy w życiu mieli okazję zaczerpnąć do płuc w miarę świeżego powietrza, w którym zabrakło niemal połowy dotychczasowej porcji dwutlenku azotu (NO2). To właśnie on odpowiada za charakterystyczny kolor smogu, i to on – po dostaniu się do płuc, a następnie do krwi – sprawia, że zawarta w czerwonych krwinkach hemoglobina traci zdolność przenoszenia tlenu. Następstwa łatwo sobie wyobrazić – zaczyna się od kaszlu, a może skończyć uduszeniem się. W powietrzu ubyło nie tylko NO2, ale także dwutlenku siarki, tlenku węgla i metanu, oraz wielu innych trujących wyziewów przemysłowych.
Dzięki naukowcom z Uniwersytetu Stanforda wiemy, że dzięki polepszeniu jakości powietrza, tylko w Chinach nie umarło około 4 tys. dzieci i 73 tys. seniorów (osób z grupy wiekowej 70+). Wszystko za sprawą nagłego zmniejszenia emisji CO2 o 25% w stosunku do stanu sprzed pandemii. Jeżeli chodzi o tragiczne żniwo Covid-19 w Chinach, to liczba zgonów 5 marca 2020 r. wynosiła 4 633 osoby. Jeżeli nawet przemnożymy tę liczbę przez dwa (w związku z małą transparentnością działań chińskiego rządu i podejrzeniami o zatajanie prawdziwych danych), to i tak wynik będzie wielokrotnie niższy od liczby osób, które zachowały życie – jak by na to nie patrzeć – dzięki koronawirusowi.
Nawet pandy poczuły miętę
Dzięki pandemii świat dowiedział się, że istnieją filmy porno dla pand – nieskomplikowane fabuły z biało-czarnymi futrzakami w rolach głównych. Nakręcono je specjalnie dla pary pand z zoo w Hongkongu, ale na nic się to zdało – przez ostatnich dziesięć lat sympatyczne „miśki” zachowywały całkowitą wstrzemięźliwość seksualną. Obecnie miłośnicy zwierząt oczekują na czerwiec, gdy okaże się czy samica została zapłodniona, czy skończyło się tylko na frywolnym baraszkowaniu.Pandy nabrały ochoty na seks, gdy w zoo zabrakło zwiedzających. To jeszcze jedno świadectwo tego, jak bardzo destrukcyjnym jesteśmy gatunkiem – nie tylko niszczymy, zabijamy i trujemy. Jesteśmy też szkodliwie hałaśliwi.
Dzięki kwarantannie poziom hałasu obniżył się tak bardzo, że można lepiej wsłuchać się w odgłosy Ziemi. Jednym z następstw jest możliwość prowadzenia dokładniejszych badań odgłosów sejsmicznej aktywności Ziemi, o czym poinformowali naukowcy z Grecji. W Chile wyciszenie miast sprawiło, że zaczęły się w nich pojawiać dzikie zwierzęta, które do tej pory odstraszał zgiełk panujący w ludzkich skupiskach.
Jest tak pięknie, że musi zakończyć się katastrofą
Wspomniane wyżej zdarzenia to świadectwo żywotności natury. Gdybyśmy tylko przestali panoszyć się i siać zniszczenie, przyroda szybko wróciłaby na utracone pozycje. Jednak nic nie wskazuje na to, aby taki scenariusz był możliwy. Zdjęcia satelitarne pokazują, że chwile po „odmrożeniu” przemysł w Chinach ruszył pełną parą i poziomy trujących gazów w powietrzu znów pną się gwałtownie w górę. Co gorsza, nie skończy się tylko na wyrównaniu stanów sprzed pandemii. Eksperci przewidują, że w obliczu zapaści finansów publicznych wiele państw okroi wydatki na projekty ekologiczne i poluzuje obostrzenia związane z rozwojem przemysłu. Mówiąc najprościej – z lęku przed kryzysem finansowym będziemy przymykali oko na jeszcze większą niż do tej pory dewastację natury.
Zmiany oraz dynamikę zjawisk, jakie zaszły i wciąż zachodzą na Ziemi można obserwować dzięki Spectator Earth. Sprawdź, jak pobierać zdjęcia satelitarne i przeglądać archiwalne kadry uchwycone z orbity.