Tajemnicze obiekty na zdjęciach satelitarnych – znaleziska z przeszłości, fake newsy i sensacje z przypadku

Jest coś nieodparcie fascynującego w przeglądaniu obrazowań satelitarnych. Wystarczy przysiąść na chwilę przed ekranem, żeby utonąć na kilkadziesiąt minut, a czasem na wiele godzin. Boska perspektywa patrzenia na Ziemię i ludzkie sprawy sprzyja snuciu wizji o niespodziewanych odkryciach oraz pobudza pragnienie odkrywania tajemnic. Stajemy się wówczas kimś pomiędzy Francisco Pizarro, Sherlockiem Holmesem i Erichem von Dänikenem. 

Czasem potrzeba niezwykłości jest tak wielka, że stwarza poszukiwany obiekt – dosłownie z niczego. Ale bywa też tak, że trafiamy na prawdziwą „bombę”.

Największy pentagram świata

Tych, którzy lubią historie pachnące siarką, zainteresuje bez wątpienia fakt, że w mieście Lisakowsk w Kazachstanie odkryto na zdjęciach satelitarnych największy na świecie pentagram. Magiczna, pięcioramienna gwiazda ma średnicę blisko 400 metrów.

Spekulacje na temat powodów powstania tajemniczego zjawiska zostały zduszone w zarodku. Ktoś trzeźwo zauważył, że co prawda tworzące rysunek linie układają się w formę pentagramu, ale nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież na planie tej figury została narysowana słynna czerwona gwiazda – symbol Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. W czasach, gdy powstał pentagram, Kazachstan był jedną z republik związkowych, więc alejki parkowe na planie gwiazdy były czymś jak najbardziej normalnym. Mroczny czar prysł. Obecnie zagadką dla prawdziwego orbitalnego detektywa jest odnalezienie miejsca, w którym znajduje się w dużej części zatarty pentagram.

Fake z przypadku, czyli tajemnica Lake Harriet

Opowiastkę o samolocie na dnie jeziora zna każdy, kto choć pobieżnie interesuje się zdjęciami satelitarnymi albo ma żyłkę detektywistyczną. Internauci przeglądający mapy Google zauważyli spoczywający na dnie jeziora Harriet w Minneapolis wielki samolot pasażerski. 

Gdy Internet zaczął huczeć od domniemań i coraz fantastyczniejszych teorii wyjaśniających znalezisko, głos zabrali pracownicy Google. Okazało się, że i samolot, i jezioro są jak najbardziej autentyczne, natomiast nigdy nie weszły w bliższy kontakt. Widmowy obraz odrzutowca okazał się efektem błędu technicznego, polegającego na przypadkowym nałożeniu się na siebie dwóch zdjęć.

22 lata na dnie stawu

Wellington na Florydzie. Listopad 1997 roku, godz. 21:30. William Moldt dzwoni do swojej dziewczyny, żeby powiedzieć, że niebawem kończy wizytę w klubie nocnym i wróci do domu. To była ich ostatnia rozmowa. Mężczyzna wypił tamtej nocy kilka drinków. Ostatni raz widziano go na parkingu przed klubem, gdy wsiadał do swego samochodu. Po zgłoszeniu zaginięcia, policja prowadziła poszukiwania i śledztwo, ale bez skutku – nie znaleziono ani Moldta, ani jego samochodu. Wszystko wyglądało tak, jakby zapadli się pod ziemię. 

W 2019 roku lokalny spec od nieruchomości, przeglądając zdjęcia satelitarne, zauważył na jednym z nich dziwnie wyglądający przedmiot. Coś dużego zalegało płytko pod powierzchnią jednego ze stawów na osiedlu domków jednorodzinnych. Poinformowana o znalezisku policja wydobyła samochód ze znajdującymi się wewnątrz zwłokami, a dokładnie szkieletem. Kości należały do Williama Moldta. Przyczyny śmierci nie udało się ustalić. Prawdopodobnie Moldt zasnął za kierownicą i wjechał do stawu.

Archeologia satelitarna nie tylko dla orłów

Od wielu lat dynamicznie rozwija się tzw. archeologia satelitarna. Nie od dzisiaj wiadomo, że z góry widać lepiej. Biegając z łopatą po polu, można dokopać się wielkich skarbów. I archeolodzy robią tak od dawna. Od dawna też mają kłopot z wyszukiwaniem miejsc, w których można wbić łopatę i coś znaleźć.

Przykładowo – istnieje przypuszczenie, że pagórkowaty teren kryje starożytne kurhany. Problem w dotarciu do znaleziska polega na tym, że trzeba ustalić właściwy pagórek do rozkopania. Wiadomo, że nie da się rozkopać wszystkich, gdyż często brakuje pieniędzy nawet na „wykopki” sondujące wszystkie potencjalne lokalizacje. Jednak kiedy na podejrzany o ukrywanie sensacji archeologicznej obszar spojrzymy z wysokości, może się okazać, że niektóre pagórki są nienaturalnie regularnie rozmieszczone albo mają zbyt regularną formę. To powinien być jasny sygnał, gdzie kopać.

Korzystając z takich metod analizy, Amerykanka Angela Micol stała się sprawczynią jednej z największych sensacji archeologicznej ostatnich lat. W 2012 r. odkryła na zdjęciach satelitarnych skupisko regularnych kopców. Wiele osób uważa je za nieznane piramidy, które są trzy razy większe od słynnej Piramidy Cheopsa. Wciąż trwają badania w terenie, mające na celu zweryfikować owo odkrycie.

Nie brakuje opinii, że Micol reprezentuje kategorię – nomen omen – piramidalnych głupców, którzy w każdym kopcu ziemi widzą ukryty grobowiec faraona. Nie zmienia to faktu, że analiza obrazowań satelitarnych pozwoliła dokonać wielu spektakularnych odkryć. Ostatnio polscy naukowcy wskazali w ten sposób prawdopodobne miejsce bitwy pod Gaugamelą, w której to Aleksander Wielki pokonał Persów pod wodzą Dariusza III.